Tagi

,

kronika-ptaka-nakrecacza-p-iext22064490Z pobliskiego zagajnika dobiegał głos ptaka, monotonny i przenikliwy, jak zgrzyt śruby służącej do nakręcania czegoś. Nazywaliśmy go ptakiem nakręcaczem. Kumiko tak go nazwała. Nie wiedzieliśmy, jak się naprawdę nazywał. Nie wiedzieliśmy  też, jak wygląda, choć przylatywał co dzień to tego zagajnika i nakręcał sprężynę naszego spokojnego świata.

Oj panie Murakami, co ja mam z panem począć? Parę razy skubałem książki Murakamiego, ale każda mnie odrzucała i to dosyć szybko. Do końca przeczytałem tylko „O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu”, a to i tak tylko dlatego, że była bardzo krótka. Tego na pewno nie można powiedzieć o „Kronice ptaka nakręcacza”, którą przeczytałem od deski do deski, chociaż sam nie wiem jak mi się to udało.

Głównym bohaterem jest Toru Okada, niedoszły prawnik, utrzymywany przez żonę. Na pierwszy rzut oka bardzo nijaka i nieciekawa postać. Na drugi i trzeci rzut również. Powieść rozkręca się bardzo powoli. Pierwszą misją Toru jest odnalezienie kota, który sobie gdzieś poszedł. Drugą, odnalezienie Kumiko, jego żony, która mu przyprawiła rogi i odeszła gdzieś jeszcze dalej. Brzmi nieciekawie, ale na szczęście tak nie jest. Po pierwsze, wszystkie zdarzenia są tylko pretekstem do zadania wielu ważnych pytań, mniej więcej w taki subtelny sposób:

Czy w ogóle możliwe, by jeden człowiek całkowicie zrozumiał drugiego? Załóżmy, że poświęcamy dużo czasu na poznanie kogoś, bardzo się staramy, ale czy w rezultacie udaje nam się zbliżyć do prawdziwej istoty tej osoby? W jakim stopniu? Czy naprawdę wiemy coś ważnego o tych, których, jak nam się wydaje, dobrze znamy?

Po drugie, Toru na swej drodze spotyka wiele postaci, które nie wiadomo dlaczego, w większości przypadków nie mogą powstrzymać się od opowiedzenia mu całego swojego życia. Zdecydowanie są to historie warte opowiedzenia, miałem wrażenie jakbym w pewnym sensie czytał zbiór opowiadań, zespolonych ze sobą bohaterami i symboliką.

Po trzecie i najważniejsze już od samego początku człowiek czuje, że coś tu jest nie tak. Tzn. co to za książka w której bohater szuka kota… Spotyka nastolatkę, która przy pierwszym poznaniu pyta się go czy boi się śmierci? A to jedno z prostszych pytań jakie dostaje od tej przemiłej istoty.

Gdyby ludzie nie umierali, tylko żyli wiecznie, gdyby nie znikali, nie starzeli się i zawsze byli zdrowi, czy myśli pan, że nawet wtedy zastanawialiby się tak głęboko jak my nad różnymi rzeczami? Bo my się przecież zastanawiamy, prawda? Nad filozofią, psychologią, logiką albo religią czy literaturą. Czy gdyby nie istniała śmierć, rozmaite takie kłopotliwe myśli i idee w ogóle by się na ziemi nie zrodziły?

Rysy w rzeczywistości przechodzą w pęknięcia, gdy w poszukiwaniu kota zaczynają wspierać bohatera Malta i Kreta Kano, mające ponadnaturalne zdolności, odwiedzające Okadę również w snach… mokrych. Gdy zaczynają snuć swoje historie, przy których dzieje bohaterów Lostów są proste i spójne, ciężko się oderwać od książki. Miłośnicy realizmu magicznego poczują się na miejscu. Poziom absurdu rośnie, aż człowiek chce się gdzieś schować. Tak też robi bohater, schodzi na dno wyschniętej studni, aby trochę sobie pomyśleć. Zagłębia się tam w siebie, w swoją historię.

Styl książki jest nierówny, ale nie w negatywnym sensie, w głównej mierze otrzymujemy ciąg myśli głównego bohatera, przeplatany opowieściami napotykanych postaci. Toru jest głównie przekaźnikiem, chociaż z czasem wkracza coraz więcej do akcji.

– Dlaczego tak lubisz meduzy? – zapytałem.     – Hm, może dlatego, że są ładne – odparła. – Ale przed chwilą przyglądając im się, pomyślałam, że to, co przed sobą widzimy, to jedynie mała cząsteczka świata. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że to właśnie jest świat, lecz naprawdę tak nie jest. Prawdziwy świat to ciemniejsze i głębsze miejsce, prawie w całości zamieszkane przez stworzenia w rodzaju meduz. My po prostu o tym zapominamy. Nie uważasz? Dwie trzecie powierzchni ziemi pokrywają oceany, a gołym okiem dostrzegamy jedynie powierzchnię morza, sam naskórek. Prawie nic nie wiemy o tym, co się znajduje pod.

W takim razie dlaczego mam kłopot z tą książką? Otóż jest dla mnie za długa. Jak ja się wymęczyłem pod koniec! Z jednej strony powoli dochodzimy do sedna, do tego gdzie jest Kumiko, dlaczego odeszła, jaką mroczną tajemnicę kryje jej brat. Niestety jest to odkrywane bardzo wolno, jakby ktoś zrywał ze mnie płaty skóry po kawałeczku, wszystko przetykane jest historiami kolejnych bohaterów, na których przez główny wątek ciężko się skupić. Po przeczytaniu czułem się uwolniony, mogłem odetchnąć z ulgą, że mam już to za sobą. Końcówka tak mnie wykończyła, że aż ciężko polecić mi „Kroniki…” komukolwiek, mimo że jest to okazja obcowania z czymś nowym, tajemniczym, ciekawym, przesyconym wątkami i symboliką. Można  powiedzieć, że każdy znajdzie coś dla siebie, ale jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego.

Źródło: „Kroniki ptaka nakręcacza” Haruki Murakami, MUZA S.A 2011

Subiektywnie: 4.5/6

Za: niespotykany klimat, mnóstwo historii, opary absurdu, niezapomniani bohaterowie, bogata symbolika

Przeciw: za długa, pod koniec czyta się z obowiązku